niedziela, 27 listopada 2016

Żyć zdrowiej - jak zacząć?



Jeśli do tej pory prowadziliście osiadły tryb życia,  jednak chcecie podnieść się z kanapy, to w tym poście znajdziecie kilka wskazówek, jak zacząć, by wytrwać i nie stracić motywacji. Najlepszym wyborem jest wprowadzanie stopniowych zmian. Nie od dziś wiadomo, że zmiany rewolucyjne nie są tak skuteczne, jak spokojne ewolucje. W tydzień nie za wiele się zmieni, jednak to, jak zaczniemy pozwoli nam uniknąć szybkiego zniechęcenia. Zapraszam do lektury.

Jest końcówka listopada. Uważamy, że nie jest to najlepszy czas na zmiany. Jesień... Komu się chce? Wolimy poczekać do sylwestra, kiedy to złożymy noworoczne postanowienia i jak za dotykiem magicznej różdżki obudzimy się następnego dnia i nagle odmienimy swoje życie. Nowy rok, wielkie plany i odwrócenie życia o 180 stopni. Czy to naprawdę działa? 1 stycznia jest dniem, jak każdy inny. Poza datą w kalendarzu, nic się nie zmienia. Zupełnie nic. No może poza słońcem, które wschodzi kilka sekund wcześniej, niż 31 grudnia. A tak poza tym? Dzień jak co dzień. Z reguły przeżyty z wielkim bólem głowy, światłowstrętem i piciem hektolitrów wody. Niezbyt cudowny okres na wprowadzanie jakichkolwiek rewolucji... Ilu z nas dotrzymało noworocznych postanowień? Pewnie niewielu... Planujemy drastyczne zmiany z początkiem stycznia, a to tak samo jakbyśmy sobie dzisiaj powiedzieli, że od jutra zaczynamy codziennie chodzić na siłownię, fitness, biegać, zdrowo jeść i jeszcze uczyć się tańca... Jak długo wytrzymamy? Myślę, że po trzech dniach nam się odechce, bo będziemy wypruci fizycznie i psychicznie i znów spoczniemy na laurach, wmawiając sobie, że aktywność fizyczna nie jest dla nas. Ale przecież każdy zaczynał kiedyś od zera! Wytrwali tylko Ci, którzy zaczęli robić to z głową!

Odrzućmy więc wszelkie rewolucje i wprowadźmy stopniowe zmiany ewolucyjne, a na pewno za kilka miesięcy będziemy z dokonanego wyboru zadowoleni!

Nie czekajmy do nowego roku...

Zacznijmy działać już dziś...

W kilku krokach możemy odmienić nasze życie. 

Najważniejsze, to pamiętać, że pośpiech jest złym doradcą i daje uczucie satysfakcji tylko na moment. A my przecież chcemy czerpać przyjemność z dokonywanych zmian cały czas!

Krok 1. Dzisiaj.

Zastanówmy się, co chcemy w naszym życiu zmienić i dlaczego. Zapiszmy to w kalendarzu. Niech to będzie krótkie zdanie. Nie stawiajmy sobie stu celów, bo to nas przerośnie. Jak sobie zapiszemy: "chcę chodzić na siłownię, chcę schudnąć 10 kg, chcę rzucić palenie, chcę nauczyć się pływać, chcę mieć sześciopak na brzuchu, chcę przejść na wegetarianizm", to pojawi się w nas uczucie, że nadmiar celów nas przytłacza i odechce nam się jakichkolwiek działań. Co innego, gdy w naszym kalendarzy zagości hasło: "chcę zacząć prowadzić zdrowsze życie". Ile ludzi, tyle powodów i sposobów do osiągnięcia zmiany. Jeśli do tej pory nie ruszaliśmy się, lub w ostatnich miesiącach czy latach zastygliśmy tak mocno, że wolimy, by autobus nam odjechał, zamiast podbiec do niego 20 metrów, to jesteśmy na samym początku naszej drogi  i to jak wystartujemy będzie rzutować na najbliższą przyszłość. Możemy dokonać pięknego wyjścia z progu, lub spalić się przez falstart. 

Zmiany rozpoczynamy od momentu postawienia ostatniej litery naszego zdania. Nie wybieramy żadnej daty "od poniedziałku", "od nowego roku", "od jutra". Data została już określona. Jest w kalendarzu. Już więc podążamy nową drogą. Kwestia tylko, żeby nie zabłądzić.

Zdecydowaliśmy się żyć zdrowiej. Od teraz. Co dalej?

Krok 2. Pierwszy tydzień.

Niech pierwsze dni będą okresem opracowywania dobrej strategi zwalczenia wroga, czyli naszego wewnętrznego lenia. Do niektórych rzeczy będziemy musieli się zmusić na początku, bo pewne nawyki będzie trzeba po prostu sobie wyrobić. Nie dajmy się ponieść słomianemu zapałowi. Nie kupujmy drogich butów do biegania, dresu i wielkiego sprzętu na fitness. Nie wyrzucajmy wszystkiego, co mamy w lodówce, bo to, co nawet z pozoru niezdrowe i tuczące, może się nam przydać. No chyba, że w szafie trzymamy chipsy czy czekolady... to możemy oddać współlokatorom lub znajomym w zamian za koszyk jabłek. W pierwszym tygodniu postarajmy się nieco bardziej regularnie jeść, co 3-4 godziny. Nie stosujmy specjalnej diety. Jedzmy częściej, ale mniejsze porcje. Przynajmniej skończymy to, co mamy w lodówce. Nic się nie zmarnuje. Pójdźmy na dłuższy spacer, albo po prostu wysiądźmy dwa przystanki wcześniej, gdy będziemy jechać, lub wracać z pracy. Po zakupy pójdźmy na piechotę. Dwa, trzy razy w tygodniu porozciągajmy się trochę. Niech nasze mięśnie "zauważą", że coś zaczynamy robić. Wystarczy włączyć jakiś filmik w internecie pokazujący rozgrzewkę i trochę się poruszać.
Nie narzucajmy sobie, że zmiany mają przyjść od razu. Sam fakt, że nie smażymy na głębokim oleju i ruszamy się 10 minut przed komputerem, czy spacerkiem idziemy do pracy, jest zmianą! Bardzo dużą zmianą! Oczywiście to powolne wprowadzenie nie musi trwać dokładnie 7 dni. Nie narzucajmy sobie sztywnych ram czasowych, bo będziemy czuli się więźniami, a przyjemność sprawia tylko i wyłącznie swoboda...

Krok 3. Pierwszy miesiąc.

Po kilku dniach spokojnego wyjścia z progu możemy zacząć dokonywać większych zmian w naszym jadłospisie. Większość produktów pokończyliśmy. Zbliża się czas dużych zakupów. Zamiast białego pieczywa, kupmy ciemny chleb, zamiast jasnego makaronu, ciemny, zamiast białego ryżu, brązowy... Wybierzmy zdrowsze zamienniki. Zacznijmy śledzić w internecie zdrowe przepisy. Jedzmy zdrowo i różnorodnie, ale w niedużych ilościach i kilka razy dziennie. Pijmy dużo wody niegazowanej, czy herbatek ziołowych. Jedzmy w systemie: 1. Śniadanie, 2. Przekąska (do wyboru: owoce, warzywa, garść orzechów, suszonych owoców... Postarajmy się, aby przekąska była zdrowa i nie przekraczała objętościowo jednej garści), 3. Obiad, 4. Przekąska, 5. Kolacja. Około pięć zdrowych posiłków w ciągu dnia poprawi pracę naszego układu trawiennego. Przepisów szukajmy w internecie, poeksperymentujmy w kuchni, poznajmy nowe smaki, a poczujemy się jak odkrywcy nowego świata i zakochamy w tym, co robimy! Z przyjemnością zaczniemy żyć zdrowiej!

Czas też powoli znaleźć ulubiony rodzaj aktywności fizycznej. A więc w pierwszym miesiącu zróbmy mały research. Wybierzmy się na siłownię, basen, pójdźmy na rower... Poćwiczmy trochę, 30-60 minut. Nasze ciało musi przyzwyczaić się do aktywności fizycznej. Nie zobowiązujmy się do tego, że 4 razy w tygodniu będziemy chodzić na siłownię i ćwiczyć po 2 godziny. Może się okazać, że nie starczy nam czasu, czy siły na realizację tego zadania i wrócimy do punktu wyjścia, bo się zniechęcimy. Wyznaczmy sobie cel w inny sposób. W każdą niedzielę zastanówmy się, jak będzie wyglądał nasz tydzień: czy mamy jakieś umówione spotkania, na którą zmianę idziemy do pracy... Wybierzmy dwa dni i zagospodarujmy po jednej godzinie na każdy z tych dni na aktywność fizyczną. Będą to tylko 2 godziny ze 168 godzin w tygodni, czyli zaledwie 1.2 % czasu. To tak niewiele, a może przynieść ogrom korzyści. Nie planujmy: "w środę od 10:00 do 11:00 będę wylewać siódme poty na siłowni". Zamiast tego nastawmy się, że w środę przed południem poruszamy się. I nie ma znaczenia, czy wyjdziemy na basen, rower, czy do klubu fitness... Grunt, to nauczyć się, że sport jest nieodzownym elementem życia i wprowadzić go w życie.

Krok 3. Kolejne miesiące.

Udało nam się przetrwać pierwszy miesiąc: jeść zdrowiej i trochę poćwiczyć. Gdy już poznaliśmy przedsmak tego, co możemy mieć, dopiero teraz przychodzi czas na planowanie. Wiemy już, jaka aktywność fizyczna nam odpowiada. Kupmy karnet na siłownię, jeśli to ją wybierzemy, lub buty do biegania, jeśli spodobało nam się truchtanie po okolicznym parku... Jak czujemy, że sprawia nam to przyjemność, to nie musimy się zmuszać do tego. 

Teraz dopiero, po 2-3 miesiącach możemy już z długopisem i kalendarzem w ręki rozpisywać solidny plan ataku! Na pewno się nie zniechęcimy!

Do dzieła!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz